O psie, który mieszka w sąsiedztwie.





     Czasami, jak to przystało na parę, wychodzimy na spacer. Mieszkamy w małej miejscowości na niewielkim osiedlu domków jednorodzinnych. Tak więc siłą rzeczy większość sąsiadów kojarzymy choćby z widzenia. Ostatnio przechodząc obok jednego z tych domów zebrało mi się na przemyślenia i to te, które dopadają nagle i nie dają spokoju do czasu aż człowiek ich z siebie nie wyrzuci.


 
     Żebyście bardziej zrozumieli tragizm sytuacji, w której się znalazłam muszę dodać, że w owym domu mieszka małżeństwo pod czterdziestkę oraz przepiękny, wielki jak niedźwiedź pies, którego nie chcielibyśmy spotkać w ciemnej uliczce. W jasnej z resztą też nie. To ten piesek ładnie wyglądający tylko przez kraty ogrodzenia 5 metrów od nas lub przypięty na smyczy, którą trzyma co najmniej Mariusz Pudzianowski. 
W każdym bądź razie, kiedyś, dawno temu, ukradkiem udało mi się podsłuchać jak owy miś się wabi. 
I tak spacerując sobie w chwilowym milczeniu, poczułam dziwny niepokój... 
Swoimi wątpliwościami postanowiłam podzielić się z miłością mojego życia. 

- M. pamiętasz gdy kiedyś zastanawialiśmy się jak ten pies się nazywa? - Wskazałam na górę futra leżącą przed drzwiami do domu sąsiadów. 
- Mmhhhmm... - Odpowiedział M. Wyrwany z rozmyślań na temat samochodów, telefonów, komputerów i nie wiem czego jeszcze. 
- No pamiętasz? - Nie dawałam za wygraną. - Jak kiedyś szliśmy dokładnie tą samą drogą i sąsiedzi wrócili z zakupów... jak próbowali wejść do domu, ale pies im przeszkadzał, no i w końcu kolo krzyknął "Saba!" I weszli, co nie?
- Nie wiem, chyba tak. - Odpowiedział, coraz bardziej zainteresowany tym co do niego mówię.
- I od tamtej pory, czy to ktoś jest w ogrodzie, czy pies leży w samotności, za każdym razem jak tędy przechodzimy to wołam do niej "Saba, Saba!", prawda?
- No tak, mi też się zdarza, ale o co chodzi? 
- Bo my nigdy oficjalnie nie dowiedzieliśmy się jak to psisko się wabi...
- I...? 
- I teraz sobie wyobraź, że żona sąsiada nazywa się Sabina...